Zagadnienie kryzysu wiary
Kościół rzymskokatolicki w Polsce i na świecie, tak cieszący się zaufaniem przez tyle wieków, przeżywa ostatnimi czasy kryzys wiary, którego istnienia nie da się już zaprzeczyć
Wypadałoby zacząć od początku.
Dlaczego Kościół, opierający swą potęgę na wierze, przetrwał przez tyle wieków ? Odpowiedź jest prosta – ludzie zawsze odczuwali potrzebę wierzenia w sens życia, fascynowało ich życie pozagrobowe, a zainteresowanie tym tematem możemy stwierdzić i udowodnić u najstarszych ludzkich cywilizacji. Religia towarzyszyła zatem człowiekowi od bardzo dawna, przyjmując po prostu – w zależności od danej kultury, szerokości geograficznej czy innych warunków – różną postać, każdy kto miał historię w szkole, na pewno słyszał o bogach egipskich, greckich czy wreszcie rzymskich. My też, jako słowiańskie plemię, mieliśmy swoich.
Kościół jako instytucja również jest bardzo stara, chociażby na przykładzie starożytnego Egiptu możemy śmiało powiedzieć, że była to dzisiejsza „czwarta władza”. Kapłani byli osobami wykształconymi, a swą wiedzę wykorzystywali chociażby do podtrzymania prestiżu swojej profesji. Jak potężny mógł być ich wpływ kiedyś, gdy większość społeczeństwa stanowili zacofani i prości chłopi, możemy sobie wyobrazić na przykładzie książki Bolesława Prusa pt. „Faraon” – choć oczywiście nie należy tego brać za wyznacznik, chodzi tylko o dobrze zilustrowany przykład.
Kolejne wieki mijały, a w Europie instytucją religijną stał się Kościół chrześcijański, ulegający po drodze kilku podziałom, m.in. podczas Wielkiej Schizmy Wschodniej w 1054r., kiedy to dokonał się podział na zachodni i wschodni kościół, później mieliśmy też Schizmę Zachodnią, odłamy kościoła m.in. na luteranizm, anglikanizm i inne. Geneza tych podziałów była różna – od prób reformacji Kościoła po zwykłe, polityczne potrzeby. Jedna rzecz, o jakiej można powiedzieć, że nie zmieniała się w Europie przez całe wieki, to edukacja i elitarność kapłaństwa. To w końcu zakonnicy przepisywali ręcznie księgi, często byli osobami wykształconymi, a przywódca tej instytucji (czyli papież) miał znaczący wpływ na wiele europejskich spraw – od koronacji władców przez wybór królów, organizację i wsparcie wypraw krzyżowych do Jerozolimy, wreszcie – w postaci Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny (czyli Krzyżaków) szerzenie chrześcijaństwa na pogańskich terenach. Oczywiście nie można ujednolicać Krzyżaków i ich sposobu szerzenia – ogniem i mieczem – chrześcijaństwa z „wytycznymi” np. papieża, niemniej jednak wszystko i tak działo się w Europie przez wieki cały ku chwale Królestwa Niebieskiego.
Mimo postępu nauki i techniki, do wieku XIX nie można było mówić o jawnym odchodzeniu od Boga, czy atakowaniu Kościoła. Ba, w zasadzie i w wieku XX nie można było jawnie tego robić, jednak w Europie Zachodniej już po II wojnie światowej zaczęto obserwować odchodzenie ludzi od Kościoła. Być może „zawinił” kapitalizm promujący doczesne potrzebny człowieka, być może ludzie w Europie przestali wierzyć w „boski plan” zbawienia po przeżyciach II W.Ś. – nie będę tego roztrząsał, niemniej jednak nie trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem Karola Marksa, iż „Religia jest opium ludu” w kontekście krajów Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie po II W.Ś. zapanował komunizm.
Dlaczego wspomniałem ten cytat ? Ponieważ ludzie nie mogący zaspokoić swych podstawowych potrzeb, często prześladowani za wolność słowa i poglądy, nie potrafiący się odnaleźć w systemie donosicielstwa i fałszu, często „uciekali” w Kościół. Nie chcę tych ludzi w żadnym przypadku szkalować ani potępiać, jednak – z całym szacunkiem – można chłodno stwierdzić, że głównie jednak z tych powodów Kościół – choć tępiony przez komunistyczne władze – cieszył się w społeczeństwie polskim tak dużym poważaniem przez wszystkie lata PRL-u i jeszcze dość długo po jego (PRL-u) upadku.
Jednakże, od kilku (?) lat słyszy się o dość widocznym odchodzeniu polaków od Kościoła (chociaż teoretycznie mamy bodaj najwyższy wskaźnik wiernych w Europie), a ja sam zacząłem obserwować Kościół z nieco innej perspektywy. Zapewne każdy, kto choć trochę zainteresuje się historią i zasadności wiary, przechodzi kilka swoistych etapów w swoim postępowaniu wobec Kościoła. Ja sam przeżyłem kilka z nich, zaobserwowałem to u wielu ludzi, więc postaram się wspomnieć o tym.
Opowieść wędrowca.
Na początku jest świadomość przymusu chodzenia na msze i wypływające z tego lenistwo. Przecież przez tą godzinę mogę zrobić tyle rzeczy, a w każdym razie mogę po prostu poleżeć w łóżku.
Potem jednak, przychodzi fascynacja wiarą jako nauką, czy może raczej sprzeczność wiary z podstawowymi prawami natury, a także logiką. Bo kimże właściwie jest Bóg ? Jakim cudem Noe zmieścił wszystkie zwierzęta do arki ? Dlaczego, skoro wszystkie europejskie kraje wierzą w Jednego Boga, przez całe wieki mieliśmy tyle wojen na naszym kontynencie ?
Po jakimś czasie świadomość, że Kościół i jego dogmaty to jakieś niewytłumaczalne naukowo bzdury, zaczynają mnie niepokojąco swędzić, odczuwam ogromną potrzebę wyjaśnienia z kimś tego wszystkiego. Tutaj zaczynają się pierwsze problemy. Jeśli trafię na księdza-konserwatystę, to zapewne nie pozwoli mi nawet dojść do głosu, w każdym razie tak słyszałem od innych ludzi. Ja jednak szczęśliwie trafiam na księdza wykształconego i na tyle inteligentnego, by choć podjął rękawicę.
Niestety, po jakimś czasie, okazuje się iż tak naprawdę te dogmaty to przecież „kwestia wiary”, które muszę przyjąć jako pewnik. Na stwierdzenie, że z naukowego punktu widzenia Maryja nie mogła być matką i dziewicą, słyszę iż przecież „całej biblii nie można brać dosłownie”. Dziwne – a gdybym tak „nie wziął dosłownie” jakiejś lektury i stwierdził, że Judym był homoseksualistą, bo odrzucił miłość swojego życia w postaci kobiety…
Dochodzę do wniosku, że Kościół jest po prostu kolejną instytucją mającą na celu kontrolowanie całych społeczeństw – po instytucji kraju, Unii Europejskiej czy choćby Kółka Łowieckiego. Przecież gdybym wyszedł ze sztucerem i zabijał każde napotkane zwierze, to wkrótce w całym kraju nie ostałby się żaden zwierzak w lesie…
Myślę sobie czasem, że bycie księdzem – z tą całą świadomością iż poprzez wiarę mogę kontrolować ludzi –może być niezłym sposobem na życie. Ale jednak, niestety, mam skrupuły i sumienie, więc marny byłby ze mnie ksiądz, który musi wmawiać ludziom, iż Noe zabrał te wszystkie zwierzęta do jednej łódki… Jak skończy się moja opowieść ? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale.
Dochodzimy wreszcie do sedna sprawy.
Kościół jest po prostu kolejną instytucją mającą na celu kontrolę człowieka. W imię życia po śmierci – wewnętrznej potrzeby od zawsze odczuwanej przez człowieka – wierny musi postępować wg narzuconego Kodeksu, w postaci 10 przykazań podstawowych + szeregu innych, wymyślonych na potrzeby Kościoła przez bardzo inteligentnych ludzi zwanych kapłanami.
Kiedyś, gdy większość społeczeństwa stanowili niewykształceni i prości chłopi, bardzo prosto było utrzymać ten ład pozwalający Kościołowi cieszyć się takim szacunkiem i poważaniem. Czy się to komuś podoba czy nie, taka jest oczywista prawda. Społeczeństwo wykształcone odchodzi od Kościoła – być może z powodu świadomości kłamstw i nielogiczności dogmatów, być może po prostu z braku potrzeby wiary w życie pozagrobowe w konsumpcjonistycznym Świecie, być może z braku czasu lub innych pobudek.
Możemy to bardzo prosto zaobserwować na przykładzie krajów Bliskiego Wschodu. Kraje te, choć często bogate w ropę, składają się tak naprawdę z kasty bogatych szejków czy członków panującej rodziny królewskiej trzymającej „łapę” na ropie naftowej, reszta społeczeństwa to często ludzie niewykształceni, biedni, niemający – w świecie arabskim – dostępu do wolnych mediów i informacji, a zatem ludzie podatni na manipulację, co skrzętnie wykorzystują charyzmatyczni przywódcy religijni.
Szacuje się, że już za kilka-kilkanaście lat to wiara muzułmańska będzie dominująca w naszym świecie. Dzieje się tak z wielu powodów – chociażby postępującego upadku kultury europejskiej, przez odchodzenie ludzi z Kościoła chrześcijańskiego, po wysoki przyrost naturalny w krajach arabskich, w których – jak wspomniałem – większość majątku ze sprzedaży ropy naftowej idzie do ograniczonych procentów ludzi, a reszta społeczeństwa żyje często dość skromnie.
Kościół chrześcijański musi zatem wymyślać coraz to nowe sposoby pozyskiwania wiernych, by przetrwać w dzisiejszym świecie. Czasem sytuacja dochodzi wręcz do skrajności, a religia staje niemalże tematem tabu (Stany Zjednoczone, czy problem Radia Maryja i ojca Rydzyka w Polsce), ale to już jest temat na inny artykuł…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz